Domowy Kościół
Gałąź Rodzinna Ruchu Światło - Życie Diecezji Łowickiej
LIP
01
O,o,o … mamy prymicję, prymicję u Piotra …
Te słowa wciąż jeszcze brzmią w uszach.
Aneta Olszewska
Piotra Wieckiego Pan Bóg postawił na naszej drodze w sierpniu 2006 r., na rekolekcjach III stopnia w Gdańsku.
Przechichrane i przegadane dnie i noce przy kawie i herbacie, sprawiły, że po 15 dniach rozstawaliśmy się z łezką w oku i z nadzieją, że się jeszcze spotkamy.
Za rok następne rekolekcje w Gdańsku tym razem organizowane prze Kasię i Tomka Widulińskich. Zrodził się pomysł, aby poprosić Piotra o pomoc, bo przecież zna dobrze Gdańsk. Telefon, pytanie i odpowiedź – TAK. I ponownie 15 dni spędzonych wspólnie, tym razem Piotr, już diakon w roli przewodnika po świątyniach i drogach gdańskich. oraz, pomoc w opiece nad dziećmi.
Już wtedy zostaliśmy zaproszeni na święcenia.
Czas płynie szybko. Czerwiec 2008, oczekiwanie na oficjalne zaproszenie. Poczta Polska troszkę trzymała nas w niepewności, ale w końcu przyszło. 20 czerwca po zakończeniu roku szkolnego szybkie pakowanko i jedziemy, by o godz. 22 powitać Gdańsk.
Następnego dnia Bazylika Mariacka, ogromna, dopiero przy takiej ilości ludzi widać jak jest naprawdę ogromna.
Podniosła chwila, ks. Abp Sławoj Leszek Głódź, celebruje Święcenia Prezbiteratu rocznik 2008, bez pośpiechu w wielkim skupieniu, przy grzmotach i podmuchach szalejącej na zewnątrz burzy.
Potem pizza, plaża, kaprysy dzieci, szukanie nocnej pomoc medycznej do Mikołaj ma ponad 39 º C gorączki (nasze dzieci nie choruja, ale jak dzieje się coś ważnego, to tak żeby nie było zbyt lekko …).
I mamy nowy dzień. Niedziela 22 czerwca 2008r. Śniadanko, kawka, wrzaski Karolka Widulińskiego i ruszamy na Mszę Prymicyjną.
Znów podniosła chwila, piękne kazanie – świadectwo młodego kapłana i te ostatnie słowa, słowa podziękowania, które wygłosił nasz Neoprezbiter. Płakał nie tylko On. Wszyscy mieliśmy „gulę w gardle”.
Piotr miał ogromne szczęście, wychowywać się w pełnej, dużej, katolickiej rodzinie. Ma dwie siostry i brata – kleryka seminarium gdańskiego.
I jest w pełni świadomy tego szczęścia, które promieniuje od Niego, a dowodem na to jest, goszczący ciągle na Jego twarzy uśmiech.
Czy ja zobaczę kiedyś u moich chłopców, tą radość w oczach, jaką daje Chrystus? Czy zechcą pójść za Nim? Zapewne Pan Bóg ma dla nich jakiś plan. Tylko, jaki? Potrzeba wiele życiowej cierpliwości, aby bez narzekania czekać, aż on się ziści.
Nasze dzieci od pierwszych tygodni swojego życia, są w każdą niedziele na Eucharystii, a bywa, że i częściej, modlimy się z Nimi, rozmawiamy o Bogu, zabieramy na rekolekcje i niestety mam wrażenie, że traktują to wszystko jak tabliczkę czekolady, która się przejadła, bo jest, na co dzień.
W głębi serca ufam, że to ma sens i przyniesie owoce w ich życiu, bo przecież nie może być inaczej. Jednak czy usłyszę kiedyś od swoich dzieci np. : „chodźmy do Kościoła”, zamiast „znów…?” , „wczoraj byliśmy…”, „długo jeszcze”.
Gdzie jest złoty środek? Ciągle go szukam. Jak żyć żeby nie „przeforsować”, nie znudzić dzieci praktykami religijnymi. Jak rozbudzić w nich wiarę?
Piotr o swojej rodzinie mówił niewiele, raczej tak zwyczajnie. Jedno zdanie wypowiedziane przez Jego mamę utkwiło w mojej pamięci. Kiedy opuszczał dom i wyjeżdżał do seminarium, żegnając się z Nim powiedziała: „Jak będzie Ci źle, wracaj.” Jedno zdanie, ale ile treści. Przyjąć swoje dzieci takimi, jakimi są. Z ich wyborami, decyzjami. Wyzwanie!
Czy sprostam? Czy pokocham synowe, jeśli się pojawią?
Mam nadzieję, że z Bożą pomocą tak.
Ważna informacja
Powiadomienie o nowościach: